Ten - stary jak świat - zespół jest legendą sludge metalowego grania. Coś Wam to mówi? Sludge to tak jakby połączyć doom metal z hardcorem, posypać to jeszcze melancholią, cierpieniem i subtelnym ambientem. Tada! Trochę wyższy poziom subkultury emo. Trochę bardzo.
I had a vision last night, my god was glowing
Nikt by nie przypuszczał, że w latach osiemdziesiątych w Kalifornii powstanie tak anty-kalifornijski zespół. Nie grali ani thrash metalu, ani punk rocka. Grali coś pomiędzy – ich pierwsze dwie płyty to w miarę proste hardcorowe granie. I „Pain of Mind” i „The Word as Law” są raczej słabe (średnio można je oceniać pod szyldem Neurosis, bo to co się dalej wydarzyło...).
Co to się stało?
Rok 1992. U nas padają ostatnie zabory, a Neurosis nagrywa płytę przełomową dla całego metalu - „Souls at Zero”. Każdy kolejny krążek od tego czasu jest wydarzeniem. W każdej kompozycji słychać eksperyment. Coś w stylu: „jak daleko możemy się posunąć?”. Fajnym przykładem jest kawałek „Cleanse” - piętnastominutowa, plemienna kompozycja oparta głównie na bębnach.
zdj
Crows show our way home
Rok 2004. Neurosis wydaje „The Eye of Every Storm”. Moim zdaniem - najlepszą płytę kiedykolwiek i gdziekolwiek wydaną. Nie chcę się rozpędzać, bo chciałbym pisać o niej i pisać bez końca. Ósmy album tej amerykańskiej grupy jest magiczny. To już nawet nie jest muzyka – to emocje wtłoczone w nuty i dźwięki. Polecam wszystkim, bez względu na wiek i gust.
Kończąc ten minifestiwal zachwytu. Wokalista i gitarzysta Neurosis Steve Von Till jest nauczycielem w szkole podstawowej. Kto wie, może na naszych zimowych obozach rockowych też są instruktorzy z takich duchem?